środa, 1 kwietnia 2015

Ognisty koń

Ognisty koń, to było jedno z pierwszych skojarzeń. Dziś szukam innej nazwy. Ta przestała mi się podobać. Macie jakieś propozycje?  Skąd ta niechęć do ognistego konia? Oparzyłam się i moja dłoń pali niemiłosiernie :( 
Dawno nas nie było, a może tylko ja mam takie wrażenie? Przez ponad dwa tygodnie nie miałyśmy Internetu. Eksperyment? Niestety nie, eksperyment byłby może mniej bolesny ;)
Czy miałyśmy więcej czasu? Niekoniecznie – nie było go wcześniej, nie było go teraz. Marzec nam uciekł. Mama rozprawiła się z niektórymi zaległościami w dokumentach. Ja z kolei rozpoczęłam opalanie okien i mogę się pochwalić, że zaczęłam samodzielnie wyjmować szyby. Mój wynik to 3:1, 3 niezbite! Rozpoczęłyśmy prace w ogródku – mama szaleje już na poważnie, ja powolutku grabię. Porządki w domu są dopiero w początkowej fazie, a strych nadal wygląda jak wielka rupieciarnia. Wierzę, że można tam znaleźć wszystko ;)  
Co najważniejsze, część czasu spędziłyśmy z ceramiką, czym będziemy się dzielić w najbliższych dniach :) Dziś pozdrawiamy z zimowego Kota. Pada śnieg! U Was też?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz